TRASA II

TROPEM KASZUBSKICH DIABŁÓW

KARTUZY - GRZYBNO - SZARŁATA - UCISKO -POMIECZYŃSKA HUTA - SIANOWSKA HUTA - SIANOWO -STANISZEWO - MIRACHOWO - MIRACHOWO LEŚNICZÓWKA - JEZIORO KAMIENNE - NOWA HUTA -MIRACHOWO - MIECHUCINO - BORZESTOWO - WYGODA -BORZESTOWSKA HUTA - CHMIELNO - KARTUZY

Trasa dwudniowa

W trasę wyruszamy z Wyspy Łabędziej w Gaju Świętopełka nad Jeziorem Klasztornym w Kartuzach, nieopodal Kolegiaty. Kierujemy się w stronę mostu pomiędzy Jeziorami Klasztornym Dużym i Małym. Przejeżdżamy most w kierunku miasta, a potem prawie natychmiast skręcamy w lewo i prawym brzegiem Jeziora Klasztornego, betonową drogą lub wąską ścieżką biegnącą tuż nad samym brzegiem, zmierzamy w kierunku oczyszczalni ścieków. W jej pobliżu do jeziora wpada wąski strumyk i w tym miejscu skręcamy w prawo, przejeżdżając tory kolejowe, polną drogą dojeżdżamy do Grzybna.

Właśnie w miejscu, gdzie strumyk wlewa się do jeziora, rozegrała się przed wiekami tragedia pewnego skrzypka. Człowiek ów pochodził z pewnej wioski nieopodal Kartuz. Zaprzedał duszę diabłu, w zamian za dar cudownej gry na skrzypcach i obietnicę, że żaden inny człowiek nie prześcignie go w tej sztuce. Diabeł dotrzymał słowa. Skrzypek prawie codziennie grywał na weselach, chrzcinach i zabawach i żaden inny grą mu nie dorównywał. Pewnego dnia, jak zwykle przygrywał do tańca, tym razem w kartuskiej karczmie. Wieczorem przyszedł tam nieznajomy i zapytał, czy bawiący się zechcieliby posłuchać jego gry. Miejscowy skrzypek, pewny swego mistrzostwa, również chętnie się zgodził, aby na tle obcego jeszcze wyraźniej podkreślić swój kunszt. Nieznajomy wyjął skrzypce i rozpoczął grać i wnet rozległy się dźwięki pięknej, ujmującej i nieznanej melodii. Grał długo, a każda kolejna melodia zdawała się być piękniejszą od poprzedniej. Czarował niezwykłą siłą i urodą gry, czym wprawiał słuchaczy w zachwyt i podziw. Miejscowy skrzypek, sam zaskoczony umiejętnościami nieznajomego poczuł się zagrożony i zaczął grać najpiękniej jak potrafił. Nikt jednak nie chciał go słuchać, wciąż namawiając nieznajomego do dalszej gry. Po pewnym czasie nieznajomy schował instrument do pokrowca, podziękował za zarobek, opuścił karczmę i brzegiem Jeziora Klasztornego udał się w stronę Grzybna. Kartuski skrzypek przepełniony zazdrością, pobiegł za nim i natarczywie nalegał na konfrontację gry. Gdy obcy nie odpowiadał, ten w miejscu gdzie strumyk wpada do jeziora, zastąpił mu drogę mówiąc:
Nie puszczę Ciebie, ty musisz ze mną zagrać o zwycięstwo, chociażbym miał życie stracić!
Po tych słowach nieznajomy wyjął skrzypce i obaj zaczęli grać. Obaj grali pięknie i czarownie, a melodie w nocnej ciszy płynęły daleko ponad jeziorem. Jednak im dłużej grali, tym gra nieznajomego stawała się bardziej przejmująca i urzekająca aż w końcu kartuski skrzypek umilkł. Zamroczony grą tak cudowną nie zauważył, że wody strumyka podniosły się i sięgały im do piersi. Wtedy postać nieznajomego urosła do nienaturalnych rozmiarów, a jego ramiona okrył czerwony płaszcz.
Poznajesz swojego mistrza? - powiedział - Twój czas dobiegł końca. Teraz należysz do mnie. Ja dotrzymałem słowa, teraz pora na ciebie.
Wody strumyka podniosły się i zakryły kartuskiego grajka. Na drugi dzień znaleziono tam jego zwłoki i pochowano go, oznaczając to miejsce drewnianym krzyżem. Robiono to wielokrotnie, jednak za każdym razem strumyk występował ze swoich brzegów i zmywał krzyż z grobu.

Tyle legenda. Natomiast sama miejscowość ma średniowieczny rodowód, jednakże w ostatnich latach zniknęła tradycyjna zabudowa i w Grzybnie nie ma już śladów historii. Poruszamy się drogą na zachód, mijając z lewej strony Merglową Górę, która wznosi się na wysokość 242 m npm. Dojeżdżamy do Szarłaty, a dalej między Jeziorami Białe i Czarne, do Uciska. Stąd poruszamy się Szlakiem Kaszubskim (oznaczony kolorem czerwonym) i poprzez Pomieczyńską Hutę, Sianowską Hutę i Kolonię dojeżdżamy do Sianowa. Ta ostatnia miejscowość jest ciekawa ze względu na ciągnącą się kilometrami zabudowę. U wylotu kolońskiej szosy, po prawej stronie, znajduje się obelisk z tablicą upamiętniającą 200 - lecie założenia wsi.
Sianowo jest położone nad dużym jeziorem, w odległości 12 kilometrów od Kartuz. Ciekawostką we wsi jest szachulcowy kościół z 1816 roku, w którym znajdują się trzy XVIII - wieczne ołtarze i z cudów słynąca figurka Madonny. O pochodzeniu figurki mówi wiele legend . Według jednej z nich figurka pojawiła się na Jeziorze Mirachowskim nie wiadomo skąd. Znalazła ją córka bardzo wierzącego gospodarza z Mirachowa. Umieszczono ją w starej. wiejskiej kaplicy położonej pomiędzy drogami prowadzącymi do Miechucina i Kożyczkowa. Nazajutrz figurka zniknęła i po długich poszukiwaniach znalazła się w krzaku dzikiej róży. Przeniesiono ją ponownie do mirachowskiej kaplicy, lecz w nocy znów zniknęła i ponownie znaleziono ją w tym samym miejscu co poprzednio. Historia powtórzyła się jeszcze po raz trzecim i nikt nie potrafił wyjaśnić dlaczego tak się dzieje. W tym samym czasie, w Nowej Hucie, wsi położonej nieopodal, diewięćdziesięcioletnia staruszka miała sen, że w krzaku dzikiej róży znaleziono figurkę Matki Boskiej z Dzieciątkiem, którą zaniesiono do kaplicy w Mirachowie, gdzie jednak nie chciała pozostać i uporczywie w niewiadomy sposób wracała do Sianowa. Kobieta nie przejęła się tym snem, lecz gdy następnej nocy sen powrócił, zaniepokoiła się. Nic jednak nie uczyniła, aby sen wyjaśnić. Trzeciej nocy przyśniła się jej Matka Boska, mówiąc, że opuści Kaszuby na zawsze, jeśli ją jeszcze raz do Mirachowa przeniosą; życzeniem Boga jest bowiem, aby pozostała w Sianowie. Nazajutrz staruszka kazała zawieźć się do Sianowa i opowiedziała wójtowi i innym mieszkańcom wsi o swoich widzeniach. Uwierzyli oni temu co powiedziała im staruszka i postanowili wybudować kościół w Sianowie. Wzniesiono' go w 1343 roku i wprowadzono do niego ową, łaskami słynącą figurkę. Figurka do dzisiaj przebywa w sianowskim kościele (obecny pochodzi z 1816 roku), a pobożny naród kaszubski przybywa do swej Królowej w licznych pielgrzymkach śpiewając pieśń: Kaszebsko Królewo Bozi snożi kwiat, panujeszju nama, hewo od sta lat...

W dalszą drogę ruszamy asfaltową szosą do Staniszewa, gdzie ponoć dawno temu czrownice odbywały swoje sabaty, a następnie przez niewielką osadę o nazwie Strysza Buda (w zabytkowym młynie na rzece Łebie, mieścł się dzisiaj hodowla pstrąga) dojeżdżamy do Mirachowa.
Ta mała, oddalona od Kartuz o zaledwie 18 kilometrów wioska, ma bogatą i interesującą historię. W latach 1473 - 1772 mieściła się tu siedziba Starostwa, które swym zasięgiem obejmowało Kartuzy i ponad 20 wsi z 4 folwarkami. W centrum wsi znajdował się rynek na którym odbywały się targi. Po przeniesieniu siedziby władz do Kartuz w 1818 roku, Mirachowo zaczęło podupadać, a ostatnimi oznakami dawnej świetności są zachowane do dzisiaj budynki; dworku z końca XVIII wieku i kapliczki z tego samego okresu (prawdopodobnie w jej piwnicach znajdował się kiedyś areszt).

Wyjeżdżamy z Mirachowa w kierunku Baczą i drogą polna (według kierunkowskazu) przez las dojeżdżamy do miejsca naszego noclegu - Leśniczówki. Usytuowana jest w bardzo urokliwym miejscu i z całą pewnością zapewni doskonały wypoczynek i odprężenie po całodziennej wędrówce.

Następnego dnia w dalszą wędrówkę wyruszamy w głąb lasu, drogą z kocich łbów, zjeżdżamy z góry i kierując się oznaczeniami "czerwonego szlaku " jedziemy na prawo, pozostawiając za sobą po lewej stronie Jezioro Lubygość. Po przejechaniu około 2 kilometrów dojeżdżamy do Jeziora Kamiennego na którego brzegu leży potężny kamień o wysokości 9, szerokości 4,80, długości 5 i obwodzie 17 metrów. W otaczającym jezioro lesie znajduje się wiele mniejszych głazów. O tym skąd wziął się w tym miejscu ten najpotężniejszy opowiada wiele legend.
Ponoć kiedyś diabeł w zamian za jedna duszę podjął się osuszenia tego jeziora. Chciał je zasypać kamieniami, które począł znosić z różnych stron i wrzucać do wody. Dzieło swoje prawie ukończył i pewien swego nie spieszył się z jego ukończeniem. Kiedy niósł najpotężniejszy l ostatni z kamieni, upłynął czas wyznaczony na wykonanie zadania, a diabeł zrozumiawszy, że przegrał zakład ze złością rzucił ten olbrzymi głaz na brzeg jeziora i uciekł. Kamień został rzucony z taką siłą, że powstała na nim rysa widoczna do dzisiaj.
Innym razem z kolei, pewien gospodarz znalazł się w trudnej sytuacji, rozmyślał nad tym jakby temu zaradzić, a gdy nie znalazł sposobu, zdesperowany zawołał głośno:
Chętnie zapisałbym swoją duszę diabłu, gdy ten mi tylko pomógł!
Diabeł jak to diabeł, jest zawsze tam gdzie może jakąś duszę zyskać dla piekła, stanął przed chłopem i obiecał wszelką pomoc. Ten przeraził się tym co się stało i aby wyjść cało z opresji, przyrzekł diabłu duszę innego człowieka:
- No dobrze - powiedział - moja córka chce wyjść za mąż wbrew mojej woli. Dlatego zapiszę ci jej duszę.
Diabeł się zgodził, a córka gospodarza również przystała na ten układ, stawiając diabłu jeden warunek:
Mam zawsze dużo pracy na drugiej stronie jeziora i aby tam dojść muszę go codziennie obchodzić. Wybuduj mi most przez jezioro, ale dokonaj tego wciągu jednej nocy. Gdy tak się stanie moja dusza będzie należała do ciebie.
Diabeł pewien swego ochoczo rozpoczął poszukiwania odpowiednio dużych kamieni. Znalazł trzy i rozmieścił je w jeziorze według długości swoich kroków: jeden w środku, a dwa pozostałe po obu brzegach jeziora. Gdy nadszedł ranek oznajmił dziewczynie, że wykonał zadanie. Gdy ta chciała go wypróbować, nie mogła przejść ponieważ jej ludzkie kroki nie sięgały z kamienia na kamień. Wówczas diabeł wziął ją na ręce i idąc swoimi czarcimi krokami przechodził z kamienia na kamień. Pod jego ciężarem ostatni kamień pękł, a córka gospodarza uznała, że most nie został prawidłowo wykonany więc umowa o jej duszę jest nieważna. A diabeł? Po prostu zniknął.

Po przystanku nad tajemniczym Jeziorem Kamiennym dalej kierujemy się "czerwonym szlakiem", przejeżdżamy przez Nową Hutę, następnie przecinamy znane już nam Mirachowo i przepiękna drogą wśród lasów, w których znajdują się dwa rezerwaty: po prawej - Staniszewskie Błoto, a po lewej - Leśne Oczko, dojeżdżamy do Miechucina. W Miechucinie możemy uzupełnić nasze zapasy żywności i ruszamy dalej na południe, szosą w kierunku Borzestowa, mijając po lewej stronie dwa jeziora; Wielkie i Długie. W połowie drogi nad Jeziorem Długim mijamy po lewej stronie grodzisko, położone na dużym wzniesieniu, o którym miejscowi ludzie z lękiem mówią "Garecznica".
W tym miejscu, przed tysiącami lat stał gród, w którym mieszkał rycerz władający cała okolicą. Posiadał liczną służbę, którą wysyłał do okolicznych wsi po wszystkie potrzebne mu rzeczy. A potrzebował bardzo wiele: piwo, samogon, miód, wosk, a także najlepsze konie, broń, siekiery, topory, hełmy, pancerze i wszelką inną broń. Bywało, że w zamian bronił lud przed obcymi wojownikami i rozbójnikami, ale wówczas jego żądania były jeszcze większe. Brał do grodu również najpiękniejsze dziewczęta, które musiały ciężko pracować lub zabawiać druhów rycerza, spełniając ich najśmielsze zachcianki. Już wkrótce porządek i praca w grodzie zostały zastąpione rozpustą i pijaństwem. Rozwydrzeni rycerze zaczęli sami napadać na podległe im wioski, zabierać ludzi do grodu, gdzie znęcali się nad nimi i zmuszali do ciężkiej pracy. Najgorzej natomiast traktowano dziewczęta, aż Pan Bóg się na nich rozgniewał bo przecież bardziej trzymali z diabłami niż z nim.
Pewnej niedzieli na grodzie odbywała się kolejna huczna zabawa. Po kilku godzinach ucztowania, panowie byli już tak rozochoceni, że krzywdziła służbę, która ich obsługiwała, rozrzucali jedzenie i rozlewali napoje. Widząc to jedna ze służących, zgorszona tym co się działo, przeklęła cały gród wraz z jego mieszkańcami:
Niech to diabelstwo zapadnie się pod ziemię - wyszeptała - niech was pochłonie piekło razem z całym grodem!
Diabły, jak to zwykle bywa, były na właściwym miejscu, i ledwie dziewczyna wyrzekła te słowa, gród zaczął się pomału zapadać. Pomimo, że od tego czasu minęło wiele, wiele lat, to życie w zamku trwa nadal, a jego mieszkańcy wciąż czekają na swego wybawiciela. Jeszcze do niedawna, na szczycie góry był olbrzymi otwór, tak głęboki, że kamień uwiązany do czterech powiązanych ze sobą końskich lejców, wrzucony do środka - nie sięgał dna. O pomocy zaś z głębi otworu wydobywał się dym, o którym mówiono,że pochodzi z kuchni książęcej.
Opowiadano również, że trzy księżniczki zamieszkujące zamek wychodzą co pewien czas na powierzchnię ziemi, ubrane w niebieskie szaty i poszukują śmiałka, który by je wybawił. Pewnego razu Jednemu chłopu z Borzestowa, ukazały się one we śnie i poprosiły aby przyszedł na Górę Zamkową. Początkowo chłop zignorował sen, ale gdy ten powtórzył się jeszcze dwukrotnie - udał się na Zamkową Górę. Spotkał tam owe księżniczki, które poprosiły go, aby przeniósł je przez strumyk, nie oglądając się za siebie, a przy tym nie powinien się zatrzymywać, nie dawać zbić z tropu i mieć ufność, bo jego życiu nic nie grozi .Chłop wziął pierwszą z księżniczek i poszedł w kierunku strumyka i wtedy otoczyły go ze wszystkich stron żmije, ropuchy i inne gady. Ten jednak nie uląkł się i przeszedł przez rzeczkę. Gdy przenosił drugą pannę, zaatakowały go lwy, smoki i inne potwory. Lecz i tym razem odważnie przeszedł między nimi nie czując lęku. Gdy przenosił trzecią z księżniczek, otoczyły go hordy najokropniejszych diabłów. Chłop jednak zaciskając zęby szedł nie oglądając się za siebie. W chwili , gdy jedną nogą już wszedł do strumienia, wiatr zerwał mu czapkę z głowy. Odruchowo odwrócił się za nią i wtedy kątem oka zauważył, że zamek powoli zaczął się wynurzać z głębi góry. W tym samym momencie rozległ się krzyk jednej z księżniczek i zamek ponownie zapadł się pod ziemie, a chłop został sam pod Zamkową Górą. Parę lat później, pewna staruszka z Żuromina, udając się w odwiedziny do krewnych, spotkała w okolicy Zamkowej Góry ubraną na niebiesko pannę, która chciała jej ofiarować trzy orzechy. Staruszka nie przyjęła jednak daru i pokuśtykała dalej, a w domu opowiedziała o tym krewnym, którzy zorientowali się, że to musiała być księżniczka z zapadniętego zamku. Pobiegli tam szybko, lecz już nikogo nie spotkali.
Ponoć do dnia dzisiejszego można spotkać koło grodziska pod Borzestowem tajemne postacie ubrane w - niebieskie sukienki.

Mijając tajemniczą i złowrogą górę, poruszamy się dalej na południe docierając do Wygody z charakterystycznym, jednym z piękniejszych na Kaszubach, neobarokowym kościołem. Autorem projektu świątyni był Fritz Kunste z Kolonii, a przepiękną płaskorzeźbę, znajdującą się nad wejściem do kościoła, wykonał Franz Ylasdeck z Moguncji.
Z Wygody nasza trasa skręca na zachód i przez Borzestowską Hutę, lewym brzegiem Jeziora Raduńskiego Dolnego, dojeżdżamy do Chmielna, w którym przed wiekami mieszkał książę wraz z przepiękną córką, którą zwano Damroka lub Dobrochna, ponieważ była dla wszystkich bardzo dobra. Wielu rycerzy starało się o jej rękę, ale Damroka nie chciała nikogo. Wśród kandydatów był również pewien książę, bliski sąsiad, któremu nie tyle chodziło o piękną Damrokę, o ile o bogactwo jej ojca. Kiedy i jego starania księżniczka odrzuciła, zebrał bandę rozbójników i zbrojnie najechał gród księżniczki, a pokonawszy wszystkich, porwał ją i wbrew jej woli zabrał do swojego zamku. Kiedy ojciec Damroki ocknął się, zebrał swoich wojów, którzy ocaleli z pogromu i ruszył na zamek złego księcia. Zamek był potężny, dostępu do niego broniły warowne mury i wyśmienicie wyszkoleni wojowie. Oblężenie trwało wiele dni i wiele nocy, ale nie przyniosło wyzwolenia Damroki. Ojciec księżniczki pokonany i bezradny wrócił do swojego grodu, który cały pogrążył się w smutku i tęsknocie za Dobrochna. Wydawało się, że nie ma ratunku dla dobrej pani.
Tymczasem w małej zagrodzie należącej do włości smutnego księcia mieszkała stara, życzliwa wszystkim staruszka, o której mówili, że jest święta. Inni znowu uważali, że jest czarownicą i zajmuje się czarami. Ona to, gdy dowiedziała się o nieszczęściu, jakie dotknęło gród i jego mieszkańców, zamknęła się w swojej izbie i przez cztery dni nie widywała się z nikim. Jedni powiadali, że żarliwie się modliła i pościła, inni znowu, że odprawiała czary. Po czterech dniach i nocach rozszalała się potężna burza i niesłychany dotąd huragan, który łamał drzewa, kruszył mury, zrywał dachy. Nawałnica najbardziej szalała nad zamkiem złego księcia, który uprowadził Damrokę. W pewnej chwili wiatr wyrwał okienko w wieży i stanęła w nim zatrwożona Dobrochna wzywająca pomocy. W tej samej chwili, nie wiadomo skąd nadleciał dwa potężne łabędzie i uniosły Damrokę w powietrze oddając ją w ręce uradowanego ojca. W tym samym czasie staruszka wyszła ze swojej izby i zawołała do siebie owe łabędzie. Wszystkich ogarnęło wielkie szczęście, a zamek złego księcia zapadł się wraz z jego właścicielem i jego zgrają.

Z Cmielna, kierując się oznakowaniem "czerwonego szlaku", poprzez miejscowość Kosy dojeżdżamy do Kartuz (w okolicach "Ławki Asesora"- skąd rozciąga się przepiękna panorama Kartuz) i ulicą Chmieleńską dojeżdżamy do Kolegiaty położonej nad Jeziorem Klasztornym. Zakonnicy pobudowali tu swój klasztor, ale z ich przybyciem nadeszły dla miejscowych ciężkie czasy. Mnisi, nie bacząc na surową regułę wykorzystywali miejscową ludność żądając od niej podatków, darmowej pracy na rzecz klasztoru. Kaszubi musieli zbierać dla nich miód, łowić ryby, polować, a sami niejednokrotnie cierpieli głód. Nie mieli jednak odwagi, powiedzieć zakonnikom prawdy, bo bali się klątwy, kary i ognia piekielnego.
W końcu jednak najstarszy z nich - Rugan, który wywodził się z rodu Stolemów, zaproponował wszystkim, aby nie chodzić do kościoła i przez to ukarać braciszków. Spisek byłby się udał, ale kobiety złamały swoich chłopów i ze spisku nic nie wyszło. W tym samym czasie przeor ogłosił, że potrzebuje olbrzymiego bursztynu na wyrzeźbienie nowych ozdób do ołtarza. W rzeczywistości chciał jednak zamienić go na wino ze słonecznej Italii. Chłopi przyzwyczajeni do posłuszeństwa, rozpoczęli poszukiwania. Po wielu dniach poszukiwań, potężny Rugan znalazł bursztyn wielkości trzech lub nawet czterech głów chłopa. Chciwy przeor osobiście udał się aby zabrać Stolemowi ów cud natury. Ten jednak był równie chytry i zawzięty, jak wielki i czekał na przeora na środku Jeziora Klasztornego. Poprosił braciszka, aby przyszedł do niego i pomógł mu wyciągnąć sieć z olbrzymim kamieniem. Gdy przeor uchwycił za sieć, woda zakotłowała się i zakonnik wraz z bursztynem poszedł na dno. Nim zgromadzeni na brzegu chłopi zdążyli oprzytomnieć, z wody wynurzyła się piękna pani, która rzekła do nich:
Ta bryła bursztynu nie zginie i jeszcze ludzi uratuje, wypływając na powierzchnie wody. Ale wy tego nie dożyjecie, ani wasze dzieci, ani wnuki. Przyjdą bowiem na świat złe i srogie czasy. Będą wojny, na których będą ginąć winni i niewinni, dorośli i dzieci, starzy i młodzi. Przyjdą zarazy i pioruny. Wody zaleją miasta i wsie. Zginą wszyscy źli ludzie, a pozostaną tylko dobrzy. A będzie ich mało. Ziemia nasiąknięta krwią nie będzie rodzić, zapanuje głód i niedostatek. Wtedy na powierzchnię jeziora wypłynie bursztyn i odmieni smutny los ludzi. Zapanuje pokój i zgoda. Nim chłopi się ocknęli, pani zniknęła pod wodą... a przepowiednia przechodzi z pokolenia na pokolenie.

Nad tym jeziorem kończy się nasza dwudniowa wyprawa śladami kaszubskich diabłów i Stolemów.

Spis tras