TRASA IV

NA SPOTKANIE Z CZAROWNICAMI I SIŁAMI NIE Z TEJ ZIEMI

STĘŻYCA - ŻUROMINO - BORUCINO - KAMIENICA SZLACHECKA - MŚCISZEWICE - WĘSIORY - KRĘGI KAMIENNE - NIESIOŁOWICE - GOSTOMIE - DELOWO - STĘŻYCA

Trasa jednodniowa

Stężyca, z której rozpoczynamy naszą wyprawę, była już wymieniana w XIII wieku jako posiadłość rycerska. Do końca XIX wieku składała się z dwóch miejscowości, Stężycy Królewskiej i Szlacheckiej, położonych na przeciwległych brzegach Radunii. W tym czasie dużą część mieszkańców stanowili protestanci, po których pozostał jedynie neogotycki kościół, znajdujący się przy drodze do Gołubia. Istniał również protestancki cmentarz (położony w pobliżu kościoła, po drugiej stronie szosy), ale został zniszczony w końcu lat 70 -tych XX wieku. Warto jednak zobaczyć w Stężycy, XVIII - wieczny, barokowy kościół, znajdujący się w centrum wsi.

Kierujemy się na zachód, drogą wiodącą do Klukowej Huty. Po drodze mijamy pamiątkowy obelisk, ustawiony w hołdzie założycielom Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Kaszubski". Zaraz za wsią skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę Żuromina, aby dotrzeć do Borucina. Przez całą drogę możemy podziwiać panoramę Jeziora Raduńskiego Górnego, którego lewym brzegiem się poruszamy.
W Borucinie przecinamy szosę wiodącą z Kartuz do Bytowa, i udajemy się do Kamienicy Szlacheckiej.

To tutaj, za podmokłymi łąkami widnieje Zamkowa Góra, na której dawno temu stał zamek. Nikt już nie pamięta co się stało, że zamczysko zapadło się pod ziemie. Wokół tej góry krążyły niegdyś potępione duchy. Pewnego razu, chłop z Kamienicy przechodził nieopodal wzniesienia i napotkał człowieka ubranego w strój myśliwski, który ciągnął za sobą olbrzymi kufer wypełniony złotymi monetami. Nieznajomy poprosił owego gospodarza o przysługę; mianowicie miał on zanieść ów kufer do kościoła w Stężycy i rozdać pieniądze ubogim. W zamian chciał tylko, aby następnego dnia o północy przyniesiono mu na Zamkową Górę sześć bochenków chleba. Gospodarz niestety należał do ludzi leniwych i interesownych, a skoro nie widział korzyści dla siebie - odmówił nieznajomemu i poszedł swoją drogą. Może postąpiłby inaczej, gdyby wiedział, że od spełnienia tego uczynku zależało wybawienie zaczarowanych mieszkańców zapadniętego zaniku. Niestety zabrakło w nim dobra. Ciekawe, jak postąpilibyśmy my, gdyby spotkała nas taka przygoda?

Z Kamienicy kierujemy się na Mściszewice. W tym miejscu rozpościera się przed nami Krajobraz charakterystyczny dla tzw. Czystych Pól. Pejzaż ten cechuje się kamienistymi polami, z porozrzucanymi gdzieniegdzie głazami i prawie zupełnym brakiem lasów. Jedynym urozmaiceniem są niewielkie jeziorka, torfowiska i zagajniki. W samych Mściszewicach warto zobaczyć rezerwat geologiczny głazów narzutowych, jest to pole o powierzchni około 4000 m2, obsiane różnej wielkości głazami.
Z Mściszewic już niedaleko do Węsior, a tam spotkamy się z cudownym oddziaływaniem sił pozaziemskich.

W tej miejscowości, nad Jeziorem Długim znajduje się tajemnicze cmentarzysko. Są różne opinie na temat tego miejsca. Kamienne kręgi są przykładem pradawnego kalendarza wyznaczającego wschody słońca w przesilenia letnie i zimowe, jak też wschody księżyca w okresach pełni najbliższych przesileniom i równonocom.
Archeolodzy odkryli tu pochówki z okresu wędrówek Gotów w okresie I i II w n.e., twierdzą jednak, że budowa kręgów mogła mieć miejsce wiele tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa, o czym świadczy występujący na kamieniach szczególny gatunek porostów. Co ciekawe, porosty te występują jedynie w miejscach występowania mocy. I tu dochodzą do głosu zwolennicy i miłośnicy sił nadprzyrodzonych. Uważają oni, że cmentarzysko jest miejscem występowania miękkiej energii, która odsysa chaos, zarówno z otoczenia jak też z wszelkich organizmów żywych. Szczególnie korzystnie wpływa na układ nerwowy i równoważy potencjał energetyczny przebywających tu ludzi i zwierząt.
Ponoć okoliczni mieszkańcy i członkowie stowarzyszenia zajmującego się badaniem kręgów, niejednokrotnie obserwowali tu zjawiska mające związek z UFO, jak również interesujące układy gwiazd, np.; zbieg wszystkich gwiazd nad kręgami. Natomiast legenda głosi, że kręgi są dziełem olbrzymich Stolemów, którzy przybyli na te tereny z dalekiej północy.

Z tego tajemniczego miejsca kierujemy się dalej "Zielonym Szlakiem ", pomiędzy Jeziorami Ostrowickie i Czarne. Poruszamy się polnymi drogami i najpierw docieramy do Niesiołowic, a potem do Gostomia.
Za tą miejscowością położone jest grodzisko, którego historia dostarczy nam równie wielkich wrażeń, jak kamienne kręgi w Węsiorach. Wzniesienie to, zwane Łysą Górą lub Łyską, było w pradawnych czasach miejscem zlotów wszystkich czarownic z całych Kaszub. Przedtem jeszcze, było to miejsce kultu pogańskich bogów. Gdy nadszedł czas wszechobecnego chrześcijaństwa i zniszczono miejsce pogańskich praktyk religijnych, stało się ono przeklęte przez okoliczną ludność. Ponoć po wypędzeniu owych pogańskich bóstw, czyli prawowitych gospodarzy tego wzgórza, nie chciało na nim rosnąć żadne drzewo i dlatego do dnia dzisiejszego jest ono nie porośnięte żadnymi drzewami. Dzięki temu góra stała się dogodnym miejscem zlotu czarownic.
Każdego roku, tuż przed sobótkową nocą, przybywały tu czarownice z całych Kaszub. Odbywały narady, wybierano królową i sprawdzano, ukryte w podziemnych lochach ogromne skarby. Strach było się zbliżać w tym czasie do wzgórza. Pełno tam było hałasu, szumu, dymu, krzyków, wrzasków i dziwnych oparów. Strach był tym większy, że tam gdzie czarownice, tam i diabły, a tych ludzie woleli zdecydowanie unikać.
O bogactwach czarownic opowiadano liczne i niesamowite historie po całych Kaszubach, ale nikt nie znał sposobu, a może nie miał odwagi, aby te skarby zdobyte diabelskimi sposobami, wydobyć na powierzchnię ziemi i odebrać czarownicom. Pewnego razu jednak znalazło się pięciu śmiałków, którzy postanowili ukraść owe bogactwa. Tuż przed sobótkową nocą, spotkali się na skraju lasu i najstarszy z nich tak oznajmił:
- Znacie mnie i wiecie, że jestem kawał chłopa i tak szybko nie lękam się strachów, a to co postanowię, tego dokonam. Wczoraj wieczorem wracałem z jarmarku i, aby sobie skrócić droge, poszedłem ścieżką czarownic nieopodal Łyski. Dookoła mnie panowała już noc, ale nad szczytem wzgórza rozlewała się wielka jasność -jakby tam, u góry był dzień.
- To na pewno widziałeś czarownice - wtrącił drugi ze strachem.
- Nie, nikogo nie widziałem. Słyszałem za to dziwny brzęk.
- No jo, to na pewno diabeł pomagał wiedźmą liczyć pieniądze - zauważył jeszcze inny.
- Nie, nikogo nie widziałem. Byłem sam i nikogo więcej.
- Nie widziałeś, bo skarby są pod ziemią, a blask ich przebija górę. Jest ponoć tego ogromnie wiele! Pomyślcie, co by można było za to kupić!- zawołał z entuzjazmem jeszcze ktoś inny.
- To prawda - rzekł chłop, którego nazywano Krótki - ale jak się tam dostać?
- Ponoć te pieniądze parzą w ręce i wypalaj ą kieszenie - ze strachem odezwał się Gruby
- Wiem jak to zrobić - rzekł Najstarszy - pójdziemy z łopatami i ze skórzanymi workami wypełnionymi słoną wodą. Pieniądze trzeba szybko do niej wrzucić i już będą nasze.
- Jo, jo - zgodzili się wszyscy.
- Zejdziemy się wszyscy w chacie Grubego - kontynuował Najstarszy - stoi na uboczu, a i białki nie macie, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Nazajutrz spotkali się w umówionym miejscu, a każdy miał sękaty, jałowcowy kij do odpędzania złych uroków i worek skórzany wypełniony słoną wodą. Cicho, pojedynczo, tak żeby nikt ich nie zauważył, klucząc po lesie dotarli do podnóża Łyski i skryli się w cieniu młodego zagajnika sosnowego. To co ujrzeli, zaparło im oddech w piersiach: cała góra lśniła niesamowitym, zielonobłękitnym światłem, a na jej wierzchołku gromada czarownic wyczyniała przedziwne harce. Nagle z wierzchołka góry buchnął wysoki płomień, który wyniósł w powietrze olbrzymią czarownicę, która trzymała w rękach, równie olbrzymi jak ona, wór.
- Patrzcie - jęknął Długi - Pieniądze niosą!
- Cicho - warknął Najstarszy - Wiem jak je zdobędziemy!
Wyciągnął procę i wystrzelił ostry kamień w kierunku worka trzymanego przez inną wiedźmę. Tak trafiał kolejno w pięć worków, a z dziur wybitych kamieniem, posypały się złote monety i sturlały się do podnóża góry. Rozbawione czarownice niczego nie zauważyły, a śmiałkowie pozbierali pieniądze, włożyli do solonej wody, poczym wylali wodę i nie czekając świtu udali się do chaty Grubego. Tu podzielili się sprawiedliwie zdobyczą i każdy z nich zakopał swoją zdobycz. Co wieczór chodzili oglądać swój skarb, aż wzbudziło to ciekawość ich żon: A co tak zawsze razem chodzicie - pytały zaciekawione.
Chłopi nic na to nie odpowiadali i czekali na drugą sobótkę, aby znowu wykraść co nieco czarownicom. Obmyślili inny plan. Przez cały rok codziennie biegali pod Łyskę, ale co tam robili, nikt się nie dowiedział. Gdy wreszcie nadeszła oczekiwana przez nich noc, zabrali swoje sprzęty i ukradkiem udali się do stóp góry. Czarownic jeszcze nie było. Niebo było cudownie gwieździste, tylko księżyc jakby dziwnie zmalał. Nagle rozległ się hałas, szum i chichotanie, a w powietrzu było czuć zapach siarki i smoły. To pierwsze wiedźmy zleciały na szczyt góry, na sabat. Najstarsza z nich, być może, że sama królowa, wzięła wielki wór na plecy i zaczęła schodzić ze zbocza góry. Widząc to Najstarszy podkradł się jak najbliżej czarownicy, tak, że mógł usłyszeć jej słowa.
- Abrakadabra, złoto diabła, czarcia góro, czarna chmuro, otwórz się!
Góra u podnóża się otwarła i stara wiedźma schowała się w jej wnętrzu. Najstarszemu, aż dech zaparło. Cierpliwie czekał co będzie dalej. Po chwili czarownica wyszła z podziemi z pękiem nowych mioteł, ale bez wora, jeszcze raz wymówiła zaklęcie, splunęła, tupnęła kopytem i odleciała do swoich towarzyszek, aby razem z nimi dalej odprawiać sabat. Najstarszy wycofał się do przyjaciół i opowiedział im co widział, zataił jednak hasło, bo postanowił samemu zdobyć skarb. Jego zachowanie wydało się im podejrzane, ale nic nie mówili. Postanowili bacznie obserwować to co robi najstarszy.
Minęło kilka dni i nadeszła noc ciemna, ponura tak bardzo, że nie widać było nawet na krok. Najstarszy udał się pod Łyskę, nie wiedząc, że jest śledzony przez swoich kamratów. Doszedł do podnóża góry, wymówił zaklęcie i bez cienia lęku wskoczył w buchające płomienie. Jego kamraci poszli w jego ślady. Niestety przy wejściu do skarbca stała potężna wiedźma z złotą łopatą w ręku.
- Złota wam się zachciało - zachichotała - diabelskiego złota! Nic nie dostaniecie, nie wyjdziecie stąd żywi!
To mówiąc uderzyła każdego z nich swoją łopatą i już wkrótce w sieni skarbca leżało pięć trupów. Czarownica wywlokła ich na szczyt góry, wymówiła tajemnicze zaklęcie io w tej samej chwili na czarcim pustkowiu rosło pięć młodych sosen.
Czy tak było naprawdę - nie wiadomo. Pewne jest, że śmiałkowie nigdy nie powrócili do swoich chat, a na szczycie góry okoliczni mieszkańcy zobaczyli pięć młodych i zielonych sosen, których do tej pory tam nie było. Nikt też już nie szuka diabelskiego skarbu, a czarownice, albo przeniosły się w inne miejsce, albo zupełnie wyginęły, bo od tej pory nikt ich nie widział w tych stronach.

Po tych przeżyciach i bez skarbów, udajemy się w dalszą wędrówkę. Tuż za grodziskiem skręcamy w lewo i prostą drogą kierujemy się do Delowa, a stamtąd już bardzo blisko do Stężycy, gdzie kończymy naszą wyprawę w świat tajemnych i czarodziejskich mocy.

Spis tras